sobota, 31 marca 2012

Poznań, część pierwsza.

W gwoli wytłumaczenia pewnych kwestii. Tydzień temu udałem się autostopem do Poznania, wracałem pociągiem. Od tego momentu staram się napisać sprawozdanie z tej wyprawy, pisałem nawet w pociągu powrotnym, ale przewijający się w podróży ludzie uniemożliwiali mi pisanie. Miałem napisać to w minionym tygodniu (no prawie minionym) ale zwyczajnie nie mam kiedy usiąść i się do tego zabrać. Dlatego, publikuje to co udało mi się naskrobać i nazywam to częścią pierwszą, myślę, że w tym tygodniu ukaże się część druga. Chciałbym jeszcze w tym momencie podziękować Kasi która była moim kontaktem logistycznym oraz Agacie, która czekała na mnie na dworcu podczas powrotu (pomimo tego, że rozładował mi się telefon, laptop i wszyscy myśleli że umarłem) :)

Podróż do słonecznego i kolorowego Poznania zaczeła się bardzo pomyślnie. O godzinie 9.10 wsiadłem w tramwaj i udałem się na wjazd na autostradę. Po prawie 20 minutach już stałem na drodze z tabliczką: Poznań. Nie minęło dużo czasu (może 2 minuty?) i już zatrzymał się pierwszy samochód.

Robert i Marta, Plastik jest dobry na wszystko.

Biały, firmowy Peugeot Partner a w nim małżeństwo, Robert i Marta, co prawda nie jechali do Poznania a do Berlina, lecz pomimo tego postanowili podwieźć mnie na wylot z autostrady. Młodzi, przed trzydziestką, Marta odbiorca sztuki, lubi filmy, ma nawet znajomego który studiował na Łódzkiej filmówce a teraz robi seriale w Anglii. Zafascynowana "Żółtym szalikiem" ale nie wie jak się skończył bo usneła. Robert, były student energetyki na politechnice w Katowicach ale studiów nie skończył, nie wierzy w Boga ale podoba mu się kościół Luterański, nie lubi Stewena Howkinga ale interesuje się kosmologią, filozofią i historią (historie średniowiecznej Anglii ma w małym palcu), bardzo rozmowny. Pochodzą z mojego regionu (Zgierz i Łęczyca) ale mieszkają gdzieś indziej. Oboje pracują w jednej korporacji, zajmują się odzyskiwaniem plastiku i jego ponownym wykorzystaniem, np do produkcji krzesełek. Robert informuje mnie co chwila, że plastik to przyszłość, jest wytrzymały i tani, ale nie w jego firmie. Jedno krzesło to koszt 300 euro więc Robert wysyła je za granicę bo w Polsce nikt by nie kupił jednego zwykłego krzesełka za 1500zł, ale zapewnia że za granicą kupują - wierzę. Jadą do Berlina na spotkanie biznesowe, w drodzę Robert opowiada o swojej pracy, plastiku, wtryskarkach, utlenianiu węglowodoru, energetyce, globalnym ociepleniu, historii Anglii, podbojach Napoleona, książkach, polityce, inwestycjach i o bogaczach. Miło się go słucha, przez chwilę miałem nawet wrażenie, że zabrał mnie ponieważ chciał się wygadać. Wygadać w takim stopniu, że prawie przeoczył zjazd z autostrady na którym miał mnie wysadzić, musiałem przypomnieć :)

Bagno, stomatologia, botox i moje zęby.

Po opuszczeniu samochodu Roberta i Marty, miałem przed sobą około kilometr na piechotę aby stopować w bardziej bezpiecznym miejscu, postanowiłem więc zjeśc po drodze małe śniadanie, napić się i zapalic papierosa. Droga była ruchliwa a o poboczu mogłem pomarzyć, musiałem przeskoczyć przez barierkę i iść trawą. Po dużym susie, poczułem, że moje stopy zapadają się w wilgotną ziemię. Postanowiłem szybko przebierać stopami, żeby nie ugrzęznąć po kolana. Kiedy udało mi się pokonać przeciwności matki natury, byłem już przy sporym przerywanym poboczu, czyli doskonałym miejscu na łapanie stopa do centrum. Miałem dobry czas bo było lekko po jedenastej wiec nie spieszyłem się, zapaliłem papierosa i wystawiłem po raz drugi moją tabliczkę. Dosłownie kilka sekund zajęło mi "stopowanie", zatrzymała się srebrna Toyota Yaris a w niej miła Pani o imieniu którego nie było dane mi poznać. Cóż, była to Pani Stomatolog która jeździ do Poznania na kursy upiększania. Dwójka dzieci, starze pisze mature, młodsze w podstawówce ma problemy z matematyką. Ów dobrodziejka, tłumacząc się zboczeniem zawodowym, na samym początku stwierdziła, że potrzebuje wizyty u stomatologa... ale to nie koniec. Pani, jako że, na kursy upiększania jeździ, zaczęła opowiadać mi o wstrzykiwaniu botoksu, dzięki czemu mięśnie nie wiodczeją i nie robią sie zmarszczki. Wymieniła chyba wszystkie gwiazdy telewizji,co botoks już w sobie mają, nie widzi w tym nic złego - kobieta musi o siebie dbać, mężczyzna zresztą też (to drugie dodała z wymownym uśmiechem). No ale ciepło było bardzo, ja zmachany drogą i opowieciami Roberta, niestety... :) Obiecałem, że do stomatologa pójdę a nad botoksem zastanowie sie za 20 lat.

Wysiadłem na rondzie Rataja.
Z ronda Rataja, prosto, pasami w kierunku centrum. Mijam wyremontowane bloki, stare kamienice (również wyremontowane), kościoły i moim oczom ukazuje się tramwaj rodem z linii 46.

7 komentarzy:

  1. Rondo Rataje!!!! ;) Czekam na część drugą

    OdpowiedzUsuń
  2. Rondo Rataje, kurwa mać! (・へ・)

    OdpowiedzUsuń
  3. heh ja nie wiem co obcy ludzie mają z tymi rondami :D
    kumpel kiedyś mówił rondo kaponierów, na rondo kaponiere :)

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na drugą część :)
    Pozdra.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie Kupisz Tego W Sklepie31 marca 2012 07:08

    patrz fakmak, jesteś fejmem :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Cool story. Trzyma w napięciu, szczególnie fragment o zagrzebywaniu się w wilgotnej ziemi.

    OdpowiedzUsuń