poniedziałek, 19 grudnia 2011

Nie kasuję biletów w komunikacji miejskiej.

Czasami zastanawiam się czy jestem sam jeden czy jest nas dwóch. Poznałem kiedyś człowieka który mówił sam do siebie ale uparcie twierdził, że mówi do pingwina który jest jego towarzyszem życia. I że byli razem na zeszłorocznych wakacjach w Kostaryce, co pingwinowi nie odpowiadało bo zdecydowanie lubi zimniejsze klimaty. Wtedy też się pokłócili ale to temat na inną ksiażkę. Mark Drusba co prawda nie mówił do pingwina ale prześladowała go zebra. Raz przyłapałem go gdy stał na pasach i głaskał asfalt. Był jednym z tych czytelników którzy zamiast czytając, nosi książki na głowie. Mark pod koniec swojego życia wyjechał do Nowego Orleanu żeby grać razem z Louisem Armstrongiem, który nie żyje od 5 lat. Jego życiową pasją było podawanie się za kogoś kim bez wątpienia nie był i od momentu kiedy podał za nieboszczyka nikt go już nie widział.

1 komentarz: